ROZKAZ
ODWOŁUJĄCY NATARCIE NA OKĘCIE - KONTROWERSJE
W
historii Garłucha największe kontrowersje i pewne pretensje
budziła sprawa rozkazu odwołującego natarcie na Okęcie.
Jerzy
Kirchmayer pisał: „
w chwili gdy już miano ruszyć do natarcia, to znaczy
przed godziną 17.00 mjr „Wysocki” odwołał niespodziewanie natarcie. Rozkaz ten
nie dotarł do por. „Kuby”. Jego bateria uderzyła ze wsi Zbarż wprost na Dworzec
Lotniczy i posuwając się przez otwarty teren dostała się w gwałtowny ogień
niemieckich karabinów maszynowych. Por. „Kuba” zginął. W tym położeniu
przyszedł do baterii dopiero rozkaz odwołujący natarcie. Bateria rozpoczęła
odwrót, ale niemiecki samochód pancerny zajechał na tyły i wystrzelał
cofających się. Padło ok. 120 żołnierzy (na 180), w tym prawie wszyscy dowódcy.
(...)
W ten sposób, z niewyjaśnionej
zresztą przyczyny, rejon nie zdołał przystąpić do zorganizowanego natarcia. Nie
wykonał zadania i przestał istnieć”
.
Józef K. Wroniszewski stwierdza: „
Wydany
o godz. 16 rozkaz mjr. „Wysockiego” odwołujący natarcie na lotnisko Okęcie
zatrzymuje większość jednostek pułku „Garłuch” na punktach zbiórek. Przez
jakieś przeoczenie rozkaz nie dociera do leżącej nad Szosą Krakowską jednej
kompanii III batalionu. Kompania wychodzi o 17 do natarcia, od zachodu, na
lotnisko, ale przyduszona do ziemi tuż po wyjściu na linię ogniem hitlerowskim
wycofuje się na rozkaz dowódcy, wraca na postawy wyjściowe”. Rozkaz mjr.
„Wysockiego”, niesiony przez oficera łącznikowego ppor. „Adriana”, do Baterii
„Kuby” dociera z opóźnieniem
.
J.
Kulesza wspomnianą sprawę rozważa na str. 188, przytaczając sprzeczne relacje i
liczne wątpliwości. Precyzuje, że ok. godziny 16 dowódca wysłał rozkazy
odwołujące natarcie do podległych sobie oddziałów, pchnąwszy jednocześnie
czterech łączników do Komendy Okręgu z meldunkiem o swojej decyzji, z których
dotarł tylko jeden nazajutrz o godzinie 7.15
.
Autor opiera się tu wyraźnie na relacji B. Gajdzińskiego, który pisał, że „
mjr „Wysocki” podjął jedyną i słuszną
decyzję: nakazał odwołać natarcie na lotnisko. Pchnął gońców ze swojej drużyny
do wszystkich oddziałów, które zdołały się skoncentrować, i czterech łączników
z jednobrzmiącym meldunkiem do d-cy Okręgu - „Montera”. Zaledwie jeden z
łączników zdołał dotrzeć do Komendy Okręgu i doręczyć meldunek – pozostali
zginęli w drodze”
. B.
Gajdziński ustalił ponadto, że łącznik szedł do Komendy Okręgu 14 godzin, w tym
całą noc
.
Do
relacji tej odniósł się J. W. Solecki, stwierdzając, że B. Gajdziński nie
powołał się tu na żadne źródła, dlatego bardziej zgodna z rzeczywistością (i
dokładniejsza) jest wersja, przedstawiona przez Stanisława Podlewskiego – o
wysłanym przez dowódcę pchor. ps. „Sowa”
.
Jerzy Lutek (Lütek) kpr. pchor. ps. „Sowa”, dca sekcji w 3 (36) plutonie 5
kompanii III Baonu, na krótko przed Powstaniem został odkomenderowany do pocztu
dcy pułku mjra Babiarza. 1 sierpnia wyruszył na rowerze z punktu wyczekiwania
na ul. Rymarskiej 2/4 na Okęcie i zameldował się w miejscu pobytu dowódcy
pułku, które mieściło się przy Słowiczej
8 w willi zajmowanej przez dr med. Jana Jasilkowskiego. Ok. 17 (tak B.
Gajdziński) lub 18 (tak S. Podlewski) godziny od dowódcy otrzymał rozkaz udania
się z meldunkiem do Komendy Okręgu Warszawskiego na Jasną 17, aby – wobec braku
broni – komendant odwołał uderzenie
oddziałów pułku na lotnisko. Nie wiadomo, jaką obrał marszrutę. Podobno
kierował się na Wolę i widziano go na ul. Górczewskiej (informacja niesprawdzona).
Do Komendy Okręgu nie dotarł i wszelki ślad po nim zaginął
. Problem
polega na tym, że i ta wersja pochodzi od B. Gajdzińskiego (choć S. Podlewski
się na niego nie powołuje)
.
J. W.
Solecki podsumował, że zapewne w godzinach popołudniowych 1 sierpnia mjr
Babiarz odwołał swój rozkaz z przedpołudniowej odprawy i nakazał pozostanie na
pozycjach wyjściowych, a meldunek, o którym mowa powyżej, „
jeśli rzeczywiście miał miejsce,
wysłany był po wydaniu tego
rozkazu, zapewne z prośbą o akceptację i dalsze rozkazy”
.
Jeśli
chodzi o ów meldunek, B. Gajdziński dodawał, że na jego ślad trafił w książce
Aleksandra Skarżyńskiego pt. „Polityczne przyczyny Powstania Warszawskiego”,
której autor, pisząc zdanie:
„Niepomyślny
przebieg miały również działania oddziałów samodzielnego rejonu VIII, które
miały zdobyć lotnisko Okęcie”, powołał się na „meldunek d-cy rejonu
przesłany 2 sierpnia 1944 r., g. 07.15 do komendy okręgu, CAW, Mat.
niezinwent”. W CAW-ie (pomimo zbadania całego zespołu akt dotyczących AK) B.
Gajdzińskiemu nie udało się jednak tego meldunku odnaleźć. Zlokalizować nie
potrafił go także powołujący się na niego A. Skarżyński
.
Ponadto fakt
nadejścia meldunku do Komendy Okręgu potwierdza rozkaz płk Montera z 2 sierpnia,
godz.
13, a
konkretnie passus: „
Żądam meldunków
sytuacyjnych! (...) Z opóźnieniem nadeszły meldunki z XXIII i XXVIII”
[XXVIII to kryptonim zewnętrzny VIII Samodzielnego Rejonu Okęcie – ASC]. Warto
tu jednakże zauważyć, że fakt istnienia meldunku nie przesądza o jego treści.
B.
Gajdziński starał się ją odtworzyć na podstawie rozkazu płk „Montera” z 2
sierpnia 1944 r. z godz. 11:45 (w którym nakazywał on m.in., w oczekiwaniu na
nadejście posiłków, bronić się na dotychczasowych stanowiskach do chwili
nadejścia posiłków, tj. do 3 sierpnia, oszczędzając amunicję, oraz wykonywać
wypady dla uzupełnienia broni), stwierdzając, że dowódca „Garłucha” musiał
meldować o trudnościach w koncentracji i łączności oraz konieczności
rozproszenia oddziałów
.
J.
Kulesza powołuje się na relację Alicji Pankiewicz ps. „Ilona” i ppor. Wacława
Pawłowskiego ps. „Łopata”, z których wynika, że ok. godz. 14 na ul. Słowiczej 8
odbyła się ostatnia przed godziną „W” odprawa u dowódcy obwodu. Ok. godz. 16
mjr Babiarz wysłał do baterii „Kuby” do miejscowości Zbarż łącznika „Adriana” z
rozkazem wstrzymania natarcia na lotnisko oraz ppor. Jana Rukata „Złotego II”
(w tej samej sprawie) do dowódcy Okręgu AK na ul. Jasną. Ppor. „Złoty” wrócił z
negatywną decyzją
.
Z innych
przytoczonych przez J. Kuleszę relacji wynika, że rozkaz o wycofaniu się dotarł
do 1 komp. I baonu (relacja strz. „Włodka” – Włodzimierza Bodycha)
. J.
Kulesza nadmienia też, że odwołanie rozkazu otrzymał także ppor. „Andrzej”
Stanisław Oleński dca kompanii „Gmina” II Baonu oraz jeden z plutonów kompanii
„Georgia” III Baonu
.
Osobną
kwestią jest sprawa Oddziału Artylerii pułku, tzw. Baterii „Kuby”, do którego
rozkaz dowódcy nie doszedł na czas. W pierwszym dniu Powstania oddział został
zmasakrowany – po walce Niemcy dobijali rannych, a po leżących na pobojowisku
dogorywających i ciałach żołnierzy prawdopodobnie jeździł czołg, co wykazały
późniejsze ekshumacje
.
S.
Podlewski tak opisuje jeden z epizodów akcji i zagłady Baterii „Kuby” już po
śmierci jej dowódców: „
Powstańcy leżą
przygwożdżeni do ziemi. Niektórzy zdążyli wygrzebać sobie dołki. Zewsząd
słychać jęki, nawoływania i wzywania pomocy. Ppor. „Adrian” dowódca 1 kompanii
3 batalionu pułku „Garłuch” podczołguje się do tyraliery i woła: - Z rozkazu
majora „Wysockiego” przerwać natychmiast natarcie i wycofać oddział na podstawę
wyjściową”
. J. Kulesza pisze o por.
„Adrianie” jako o NN podporuczniku
.
J.W. Solecki dodaje w tym miejscu, że: „
Godzina
mogła być 18-19. Jeśli odliczyć czas na dotarcie ppor. „Adriana” w czasie walk
z ulicy Słowiczej na pola wsi Zbarż, okaże się, że rozkaz nie mógł być wydany
później niż o godz. 17.00”.
Jest to jednak jedynie spekulacja.
Całą
sprawę wikłają jednak jeszcze dwie relacje. Jedną z nich przytacza J. Kulesza.
Sierż. Tadeusz Piotrowicz ps. „Darzbór”, dca batalionowego plutonu łączności,
relacjonował, że o 1 sierpnia o godz. 17 stawił się u dcy II baonu mjra
„Zawiszy” i zgodnie z jego poleceniem zgłosił się do dcy pułku mjra
„Wysockiego” po odbiór rozkazów. „
Treść
rozkazu – pisze –
pamiętam, były w
nim tylko trzy słowa: - bezwzględnie rozpocząć działania... . Dwukrotnie
osobiście przekazywałem meldunki od mjr. „Zawiszy” do „Wysockiego”, zawierające
aktualne rozpoznanie terenu i wątpliwość co do możliwości podjęcia działań (stanowiska
karabinów maszynowych w odległości zaledwie paru metrów od magazynu broni II
baonu (...)”
. J. Kulesza zauważa, że
gdyby przytoczona powyżej relacja była prawdziwa, dowódca nie mógłby rozsyłać
rozkazów odwołujących natarcie o godzinie 16, skoro znacznie po 17 kazał
uderzać.
W tym
kontekście niezwykle interesująca jest relacja dotycząca por. „Kuby”, którą
przytacza S. Podlewski: „Na wynik
powstania „Kuba” zapatruje się sceptycznie. Uważa, że niewykorzystano
odpowiedniego momentu uderzenia, kiedy Niemcy uciekali w popłochu z Warszawy.
Na ostatniej odprawie oficerów u mjr. „Wysockiego” oznajmia:
- Mam przeświadczenie, że wobec słabego uzbrojenia
moich ludzi nie uda się nam zdobyć lotniska na Okęciu, które stanowi istną
twierdzę. Poniesiemy ciężkie straty...., a jestem odpowiedzialny za swoich
ludzi...
Mjr „Wysocki” przerywa mu:
- Panie poruczniku, proszę nie mędrkować, tylko
słuchać....
„Kiedy po wybuchu powstania [podkreślenie
– ASC] mjr „Wysocki” odwołał rozkaz
uderzenia, komendantka Wojskowej Służby Kobiet „Ilona” (Alicja Pankiewicz)
zwróciła uwagę, że dotąd nie wysłano zawiadomienia do por. „Kuby”. Mjr
„Wysocki” miał powiedzieć:
- To tacy zapaleńcy i odważni do szaleństwa - nuż im
się uda zdobyć lotnisko.
Wyruszając do powstania „Kuba” przy pożegnaniu z matką powiedział:
- Pamiętaj, matulko, że to wojna, możemy nie powrócić.
Nie wolno ci się załamywać, fason trzeba trzymać do końca”
.
Ciekawe,
że w przytoczonym przez J. Kuleszę i cytowanym już wspomnieniu Alicja
Pankiewicz
kwestię powyższą pomija,
pisze natomiast o wysłaniu do baterii „Kuby” łącznika „Adriana” o nieustalonej
godzinie
. Z relacji S.
Podlewskiego, który też, choć w innym miejscu, wspomina o łączniku „Adrianie”,
wynikałoby, że rozkaz został ostatecznie wysłany, ale, być może, z przyczyn
leżących po stronie dowódcy, za późno. J. K. Wroniszewski pisze bowiem, jak już
wspomniano, o „
jakimś przeoczeniu”
.
Dodać
można jeszcze, że wg J. Kuleszy S. Jaszczanin odwołanie natarcia w ogóle podaje
w wątpliwość
, co jednak ponownie stoi
w sprzeczności z przytoczonymi wyżej ustaleniami, a także z relacjami samego S.
Jaszczanina z 1984 r., który stwierdził, że decyzję odwołania ataku na Okęcie
podjął mjr Babiarz około godz. 18-
19,
a rozkaz
wstrzymania natarcia dotarł do baterii „Kuby” już po śmierci jej dowódcy
- „
spóźniony co najmniej godzinę”
.
Rozwianiu
wątpliwości nie służą także notatki dowódcy pułku. Mjr Babiarz zapis z 1
sierpnia kończy następująco: „Od godz.
14.00 stanowisko moje na Okęciu, Słoneczna [błędnie – zamiast Słowicza – ASC], tam meldunki o zajęciu stanowisk do
uderzenia i stanie oddziałów. Meldunki od Odyńca, Zawiszy i Mariana w ogóle nie
nadeszły”. Ostatni passus jest sprzeczny z relacją „Darzbóra”, a o
odwołaniu rozkazu nie ma w ogóle mowy, co oczywiście jednak sprawy nie
przesądza.
PPOR.
„ZASKRONIEC” - „STEN”
W
opracowaniu brakuje wzmianki o ppor. rez. Bogdanie Świderskim ps. „Zaskroniec”
jako o autorze rysunków technicznych polskiego „Stena”
.
„Zaskroniec”
– absolwent Gimnazjum im. Stefana Batorego (tego samego, które kończyli Alek
Dawidowski i Janek Bytnar). Harcmistrz, należał do 23 WDH. W konspiracji
wykładowca w Szkole Podchorążych Rezerwy Piechoty „Agricola” (której
słuchaczami byli młodsi od niego bohaterowie „Kamieni na szaniec”). 2 maja 1944
r. awansowany do stopnia podporucznika. Poległ w pierwszym dniu Powstania w
ataku na Okęcie. W skrytce w podłodze ocalałego z wojny mieszkania jego
rodziców przy ul. Nowogrodzkiej 12 odnaleziono wspomniane rysunki robocze
Stena, jak pisze B. Gajdziński: „
historię
całego <cyklu produkcyjnego> dokumentacji warsztatowej: od szkiców
odręcznych, poprzez kalki-klisze, do odbitek”
, a
także notatki i notesik z zapiskami dotyczącymi produkcji poszczególnych
elementów, wykonywanych prawdopodobnie, wg relacji matki Świderskiego, na ul.
Kolejowej w warsztatach Aleksandra Ambrożewicza, z którego synem, należącym
również do baterii „Kuby” Edwardem Ambrożewiczem (także poległym 1 sierpnia
1944 r. na Okęciu), „Zaskroniec” się przyjaźnił
.
Nawiasem mówiąc, por. Edward Ambrożewicz ps. „Rosomak”
pojawia się na kartach książki J. Kuleszy błędnie jako Ambroziewicz (str. 225).
DRUKARNIA NA
UL. DOBREJ
Ponadto
warto wspomnieć, że żołnierze 7 pułku brali udział w organizacji tajnej
drukarni na ulicy Dobrej (co nadzorowali dowódca i zastępca dowódcy
„Madagaskaru”). Ludzie pułku byli pracownikami tejże drukarni
.
Sprawę tę
opisuje B. Gajdziński w artykule „Podziemna
drukarnia na Dobrej”. Placówka wydawnicza TWZW Kryptonim W3 pracowała aż do
wybuchu powstania. Ostatni numer drukowanego w niej Biuletynu Informacyjnego wyszedł
1 sierpnia 1944 r. o godz. 15.
Do organizowania
drukarni odkomenderowany został z „Madagaskaru” Władysław Pomorski (ps.
„Jerzy”), który brał czynny udział w reaktywowaniu w konspiracji 7 pp Leg.,
gdzie stanął następnie na czele jednej z kompanii. Ponieważ na drukowaniu się
nie znał, uzyskał zezwolenie na wzięcie z pułku do pomocy piątki fachowców
drukarzy, w tym Wacława Banasiaka „Ziuka”, zecerów: Kazimierza Sobolewskiego
„Sobola”, Jerzego Siciarka „Lecha” oraz maszynistów: E. Marciniaka „Fryca” i Józefa
Nieborskiego „Czarnego”
.
W
drukarni działał także Piotr Sztander (ps. „Ścigły”; pierwszy pseudonim „Olek”,
plutonowy, awansowany do stopnia sierżanta, a następnie st. sierż.,
jednocześnie pracownik „Trójki” i dowódca 4 kompanii III baonu „Garłucha”),
który pomagał przy pracach organizacyjnych, a następnie, do momentu
przeniesienia pod koniec 1943 r. do introligatorni, w tzw. „wyrzucie”, czyli
wywożeniu gotowych druków i dostarczaniu ich na poszczególne punkty
rozdzielcze. Początkowo paczki z drukami woził „Jerzy” na bagażniku roweru,
później wraz ze Sztanderem – tramwajami, a gdy te okazały się zbyt ryzykowne –
samochodami eskortowanymi nierzadko przez polskich policjantów (kolegów
„Jerzego” i „Sztandera”).
Nowopowstałą
drukarnię i zecernię zainstalowano zrazu w mieszkaniu „Ziuka” – zastępcy
dowódcy kompanii „Jerzego” w „Madagaskarze” – na ul. Szopena 1, a w dniu 6 lipca 1940 r.
złożono z niewielkim opóźnieniem jedyny, wydany w tym lokalu, numer Biuletynu
Informacyjnego.
Ze
względu na nienajlepsze warunki w lokalu „Ziuka”, drukarnia przeniesiona
została na ul. Dobrą 18 i Książęcą 11, a następnie, po spaleniu punktu na
Książęcej 4 lutego 1941 r., na Dobrą 34, gdzie zainstalowano ją w suterenach
oraz wykopanych, wysiłkiem m.in. „Jerzego”, „Lecha”, „Czarnego” i „Ścigłego”,
piwnicach pod suterenami.
Wśród
wielu innych z drukarni, której zarówno obsada personalna jak i infrastruktura
cały czas się rozrastała, wyszły m.in. „Administracja wojskowa”, dwa wydania
„Kamieni na szaniec” (po 2000 egzemplarzy), „Dywizjon
303”, „Anegdota i dowcip
wojenny”, różnego rodzaju wojskowe broszury instruktażowe czy drukowane w
dziesiątkach tysięcy egzemplarzy obrazki z okupacyjnymi modlitwami i litaniami,
a także „Die Zukunft” – pismo dywersyjne drukowane w języku niemieckim w ramach
akcji „N”
.
„FELDPOST”
J.
Kulesza wyraża wątpliwości co do tego, na ile działania kontrwywiadowcze, w tym
w ramach akcji „Feldpostu”, wiążą się z historią „Garłucha”, skoro „
mieścił się [on]
w zupełnie innych strukturach organizacyjnych” (str. 134). Warto
wspomnieć, że zca dowódcy pułku wymienia działania kontrwywiadowcze dla okręgu
i Komendy Głównej, polegające na wyłapywaniu donosów i denuncjacji oraz
Feldpostu dla celów wojskowych przez żołnierzy pułku, z których wielu było
pracownikami poczty, wśród zadań pułku
.
INNE SPRAWY
Ponadto
warto dodać m.in., że:
Grupą,
która przeprowadziła z rozkazu dowództwa okręgu likwidację dyrektora tramwajów
miejskich, dowodził kpt. „Bogumił” – Henryk Malec
.
Do ppor.
„Łopaty” Wacława Pawłowskiego należała piecza nad finansami i kasą pułkową. W
cywilu był wspólnikiem przedsiębiorstwa budowlanego „Karol Voise i W.
Pawłowski” na ul. Focha 12, którego biuro było jednocześnie jednym z lokali
konspiracyjnych pułku
.
Władysław
Symonowicz pseud. „Mirski” – Komendant Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty
Okręgu Warszawskiego – pojawia się w książce błędnie jako Szymonowicz (str.
53).
Niewątpliwie
najsłabszą stroną publikacji jest indeks nazwisk – wykaz osobowy i wojennych
strat żołnierzy pułku, zawierający wiele luk i błędów, których wymienienie
przekracza ramy niniejszego tekstu – warto byłoby je osobno uzupełnić i
sprostować, co wymagałoby jednak dużego nakładu solidnej pracy. Skala
zaangażowania w działalność „Garłucha” przekracza z pewnością liczbę
umieszczonych tam pozycji.
PODSUMOWANIE
Publikacja
o dziejach 7 pułku piechoty AK jest z pewnością spóźnioną formą hołdu złożonego
byłym żołnierzom „Garłucha” za ich walkę i poświęcenie. Z uwagi na długi czas,
jaki dzieli jej wydanie od czasów okupacji, nie mogła zapewne uniknąć
nieścisłości i przeinaczeń. Niektóre sprawy prawdopodobnie na zawsze pozostaną
niewyjaśnione. Istotne znaczenie mają tu problemy ze źródłami, wynikające z
jednej strony z tego, że dotyczące działalności pułku dokumenty były tworzone i
przechowywane (a także niszczone) w warunkach konspiracyjnych (co siłą rzeczy
powoduje ograniczenie ich ilości), a z drugiej – z subiektywizmu, który jest
nieodłączną cechą relacji świadków wydarzeń. Szkoda jednak, że te obiektywne
problemy, z jakimi musi się borykać historyk okresu okupacji, pogłębiane są niestarannością,
choćby nawet spowodowaną trudnymi warunkami wydawniczymi i finansowymi
ograniczeniami.
Anna Z. Cichocka
c.d.n.
Fot. Uroczystości poświecenia
sztandaru 7 pułku piechoty „Garłuch”, Warszawa
19 lutego 1989 r.