Kpt Tadeusz Dziedzic urodził się 7 września 1906 r.* w Bukownie jako syn Adama i Kseni z d. Adamiuk. Ukończył Szkołę Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej (1931-1933). Służył w 53 p.p. w Stryju, a następnie w 7 pułku piechoty Legionów w Chełmie jako porucznik - dca 3 kompanii I baonu. Był dobrze oceniany jako oficer informacyjny pułku. Por. Dziedzic został zapamiętany jako elegancki, przystojny, średniego wzrostu pan o śniadej cerze i bardzo czarnych brwiach, a poza tym towarzyski, pogodny, serdeczny i sympatyczny, który zawsze z uśmiechem odnosił się do dzieci. Sam, wraz z żoną Stanisławą, miał córkę Teresę, która po wojnie skończyła Akademię Medyczną w Lublinie i do końca życia pracowała w Zakładzie Medycyny Sądowej w Gdańsku.
W kampanii wrześniowej por. Dziedzic wraz ze swoim pułkiem wziął udział w walkach pod Iłżą, następnie - po reorganizacji - został dowódcą 6 kompanii II baonu 1 pp. Leg.
Po wrześniu 1939 r. przeszedł do
konspiracji. Awansowany do stopnia kapitana był komendantem placówki ZWZ w Uchaniach, w powiecie hrubieszowskim. W 1941 r.**, po zadenuncjowaniu przez ludność ukraińską, został
zatrzymany w Kolonii Staszica (pow. hrubieszowski) i uwięziony na Zamku w
Lublinie, a następnie 24 maja 1941 r. przeniesiony do Auschwitz, gdzie otrzymał
nr 16246.
W obozie zaangażował się w Związek
Organizacji Wojskowej - organizację konspiracyjną, zorganizowaną przez rtm.
Witolda Pileckiego - gdzie zajmował się ochroną kontrwywiadowczą jego członków.
Został zamordowany 28
października 1942 r.
Tak wspominał ten dzień rtm. Pilecki w swoim raporcie:
<<Dnia 28-go października (42 r.) – rano na apelu, w różnych blokach
„schreiberzy” zaczęli wywoływać numery więźniów – mówiąc, że wywołani mają
pójść do „erkennungsdienst” dla sprawdzenia fotografii. Wywołano razem dwustu
czterdziestu kilku häftlingów – wyłącznie Polaków – jak później stwierdziliśmy
– przeważnie Lubliniaków, z dodaniem
około czwartej części Polaków, którzy z lubelskimi transportami nic nie mieli
wspólnego, zaprowadzili na razie na blok 3-ci, co nam już wydało się
podejrzanym, dlaczego nie od razu na blok 26-ty, gdzie mieścił się
„erkennungsdienst” – niby powód wywołania. Nas zawołał dzwon do
„arbeitskommando”, a potym normalnie wyszliśmy za obóz, dążąc każde komando w
swym kierunku do pracy. W pracy na wszystkich komandach wrzało wśród kolegów –
nie wiedzieliśmy narazie czy im coś grozi. – Potym rozeszła się skądś wieść, że
mają być rozstrzelani. – Dwustu czterdziestu chłopców – przeważnie
zdecydowanych, Lubliniaków, do których dodano chaotycznie – widocznie wybierając
po obozie przez „piesków” Grabnera – numery tych, co ruchliwością swoją,
energią – rzucali się w oczy. Czym się właściwie kierowano, nie dowiedzieliśmy
się nigdy – może tylko „widzimisię” – dwóch drani decydowało. Nazywało się to jednak „pacyfikacją
Lubelszczyzny” – która takim echem odbiła się w obozie. (...) jakże wtedy było nam ciężko, gdy po południu przyszła wiadomość, że
wszystkich... spokojnie, bez przeszkód... rozstrzelali... Nieraz między sobą –
w dzień, gdy była „rozwałka” omawialiśmy wieczorem, kto jak umierał, czy szedł
odważnie... czy lękał się – śmierci... Koledzy zamordowani dnia 28.X.42 r.
wiedzieli o tym co ich czeka. Na bloku 3-cim powiedziano im, że będą
rozstrzelani, rzucali kartki kolegom, co żyć jeszcze mieli... z prośbą o
przekazanie do rodzin... Postanowili umrzeć „na wesoło” – żeby o nich wieczorem
dobrze mówiono. Niech mi kto powie, że my Polacy – tego nie umiemy robić! Ci,
co widzieli ten obrazek, mówili, że nigdy go nie zapomną. Od bloku 3-go,
pomiędzy 14 i 15, pomiędzy kuchnią a blokami: 16, 17, 18-tym i dalej prosto
między blokami szpitala, szli kolumną w piątkach, głowy spokojne nieśli wysoko,
miejscami – uśmiechnięte twarze. (...)
Koło kantyny (drewniana na placyku za 21-szym blokiem), idąc jeszcze
drogą pomiędzy blokami 21-szym a 27-ym, kolumna się jakby zatrzymała...
zawahała... omal, że nie poszła prosto, lecz był to jeden krótki moment,
zawróciła pod prostym kątem w lewo i poszła już na bramę 11-go bloku, wprost w
paszczę – śmierci. (...) Z naszej organizacji oprócz tych, co wspomniałem już
przedtym, zginęli w dniu tym koledzy: 41 [Stanisław Stawiszyński], 88 [Tadeusz Dziedzic], 105 [Edward
Berlin], 108 [Stanisław Dobrowolski], 146 [Henryk Suchnicki], lecz byli tacy z
organizacji, których nie podaję, gdyż nie wszystkich się osobiście znało,
byłoby to niemożliwe w pracy konspiracyjnej. Po powrocie do obozu z pracy,
czuło się w powietrzu zapach – krwi przyjaciół. Postarali się przed naszym
powrotem ciała już wywieźć do krematorium. Droga cała była naznaczona krwią
kapiącą z wozów, którymi ciała ich wieźli... Wieczorem tego dnia cały obóz
ponuro przeżywał śmierć tych nowych ofiar>>.
[*] Niektóre źródła podają datę 25 czerwca1907 r.
[**] Wg innych źródeł - w 1941 r.
- http://www.straty.pl
- P. M. Bartoszewski,
Zaginiony pułk . Zarys wrześniowej historii 7 pułku piechoty Legionów, Lublin
2013
- W. Pilecki, Raport Witolda,
Ząbki-Londyn
- Rocznik oficerski 1939 r.
- Ł. Ulatowski, Polski wywiad wojskowy w 1939 roku. Struktura organizacyjna, składy osobowe, personel, budżet, mob.
- Ł. Ulatowski, Polski wywiad wojskowy w 1939 roku. Struktura organizacyjna, składy osobowe, personel, budżet, mob.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz